Wesoły pogrzeb V Sejmu
W polityce nie są najważniejsze intencje. Liczą się efekty i to one świadczą najbardziej o tym co było. Bo to co się nie stało jest tylko fikcją, fantastyką, ewentualnie przyszłością. To chyba powinno być podsumowaniem działalności Sejmu dwuletniego, który więcej nie zrobił niż zrobił.
Czterdzieste szóste posiedzenie Sejmu to było pasmo głosowań. Posłowie, jak nigdy naciskali naprzemian czerwone i zielone przyciski do głosowania. Jeszcze na początku wielu podnosiło przy okazji ręce, później już siły zabrakło. Ciekawe dlaczego. Czy dlatego, że o tym jak głosować decydowali przewodniczący klubów i partii, czy może dlatego, że coraz większymi krokami zbliżał się koniec kadencji?
Kiedy słuchałem posłów podczas pierwszego psiedzenia tego Sejmu w 2005 roku myślałem sobie o tym, że może teraz będzie inaczej. Myślałem o tym, że po porażce SLD wszystko się zmieni. Nowa ekipa, Prawa i Sprawiedliwości która szła do wyborów z hasłami odnowy moralnej i budowy sztywnego kręgosłupa nie miała tak wielkich sukcesów, jakie sama sobie założyła. Platforma Obywatelska szła natomiast do Sejmu z hasłami walki z głupotą poprzednich rządów, m.in. rządów Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Czy tak się stało? Chyba dziś nie można tego powiedzieć. Więcej, nie można też powiedzieć, że zarówno PO jak i PiS nie wywiązały się z obietnicy, jaką te partie dawały swoim wyborcom jeszcze przed wyborami. A inne partie z tego skorzystały. LPR, Samoobrona, a w końcu SLD. Zamieszanie między partiami, które rzeczywiście wygrały wybory stało się przyczyną tego, że potem liderzy najbardziej kontrowersyjnych partii stali się liderami rządu. A później to już było z górki. Kula spadająca z góry, zbierała praktycznie wszystko. Były kontrowersje, ściganie bezdomnego obrażającego prezydenta, podsłuchy, prowokacje, a w końcu aresztowania. I szybko okazało się, że tak dalej być nie może.
Od 19 października 2005 roku do 7 września 2007 roku posłowie V Kadencji Sejmu nie popisali się zbyt bardzo. Polacy, choć wcale nie polubili bardziej polityki, wręcz przeciwnie, są bardziej zniesmaczeni, przed kolejnymi wyborami nie będą mieli zbyt łatwego zadania. Można powiedzieć, jak zwykle. Bo po kilkudziesięciu, lub kilkuset konferencjach prasowych, zwoływanych w każdy dzień targów, rzucanych pomówień i oskarżeń wcale nie dały Polakom wiedzy, która pozwoliłaby zdecydować w następnych wyborach – kogo wybrać.
Żeby było śmieszniej, ostatnie dzieńi V Kadencji był – można tak powiedzieć – prześmieszny. Posłowie, jak maszynki do głosowania przyklepywali lub odrzucali zmiany w ustawach, przyjmowali zmiany i w ekspresowym tempie dyskutowali nad nimi, zadawali pytania ministrom i w ekspresowym tempie wysłuchiwali odpowiedzi. Śmieszne to było, ponieważ można było odnieść wrażenie, że ostatniego dnia posłowie chcieli nadrobić wszystkie niedoróbki. Tak jakby przez trzy dni można było nadrobić dwa lata pracy. Jasna sprawa, nadrobić nie można, ale można się pokazać i stworzyć argumenty na czas kampanii wyborczej. I zapewne wszyscy posłowie i senatorowie, którzy będą ponownie kandydować do parlamentu będą powoływać się na to, że w ostatniej chwili zdecydowali się wspólnie na działanie na rzecz całego społeczeństwa. Szkoda tylko, że tak nie mogło być od początku kadencji, ciągle i nieustannie w czasie jej trwania. Tak więc dzień pogrzebania tej V Kadencji, krzyki, śmiech, gwizdy, śrubokręty w rękach posłów i zagłuszanie przemawiających na sejmowej mównicy posłów był rzeczywiście komicznym zakończeniem.
W dniu głosowania nad samorozwiązaniem Sejmu trzeba stwierdzić, że łomżyńscy parlamentarzyści byli częścią składową IV Rzeczpospolitej. Pytanie tylko, czy ten Sejm, który miał stworzyć podwaliny pod IV Rzeczpospolitą rzeczywiście stał się jego początkiem, czy może był już końcem.
Jacek Babiel